poniedziałek, 25 kwietnia 2011

wrynniemyśli.

wypełzam na dachy człowieczeństw i
rozpościeram skrzydła z koców
upycham nogi w rynny by łapać krople rosy
miażdżę balustrady powietrzne składam ciosy

ósmy dzień bez ruchu leżę przyklejony smołą
zwęglam się i pękam jak Nevada upieczony
żar łapczywie łapię wkładam między oczy
tylko nasze myśli bomb już nie rozbroją

zakradam się w głąb siebie choć nie wiem czego szukam
wycieram dłonie w spodnie bo ciążą mi okrutnie
jak na szczycie świata dokładnie wszystko widzę
chcę nocy zbyt klarownej zbuduje z niej wyrzutnie

zmieniony w garstkę pyłu chcę kulą być armatnią
wystrzelę się pomału by dotrzeć do księżyców
pamiętam zostawiłaś drabinę mi ostatnią
co szczeble połamane dygoczą przestraszone
nie chcą mnie utrzymać kompletnie zdruzgotane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz