Kocham siebie jak śmierć narodziny
Wymiatam spod łóżka senne spaliny
Jesteś sekundą marnym ułamkiem
Wszechświat więc zatem jest sekund bankiem
Z kącików po cichu wykruszam śliny
Nakładam na ciało drżące mydliny
Od dawna nie szliśmy mostami blefu
Od wczoraj drążymy stałość uśmiechu
Chory nie ten co trutkę podkłada
W bólach się wije ten który zjada
Oprzyj już głowę na moim ramieniu
Usnę przy tobie z sercami w cieniu