nie ma już czasu by marnować ciszę
nie kocham cię już
wykrzycz najciszej
bo noc też zniknęła pragnąc
szczerości
pocałuj me oczy niech się zawstydzę
marsz naszych palców ugniata dwie kości
sklejone wspomnienia krępują mi dłonie
czekając aż srebro na nowo zapłonie
ze strachu utkałem senne godziny
dla serca tysiącem sztyletów dźganym
i ust milionem kłamstw rozerwanych
w głowie wyryłem niecne nicości
spróchniały mi żebra
rozpadły się kości
choć mogłem być wieczny tuż obok stojąc
tak jestem odlegle niebytu wciąż trwożąc
na dłonie zakładam srebrne kajdany
w niewoli kompletnie tobie poddany