wtorek, 30 września 2014

lubię







lubię ładne światła i zapach kiedy pada
lubię świecy cienie i jesień gdy cicho opada
twoje włosy wciąż znajduję w ubraniach
i kradnę zapach tak bez pytania



lubię papieros w objęciach ust trzymać
tak jak ty moje co noc utulałaś



bourbonem lubię się bez pamięci upijać
muzykę okradać z resztek godności


patrz jak tańczymy w sufitów kosmosie
proszę spójrz głębiej do krwawej cholery!


gdy tylko oddech nas nie rozdzieli
i dłonie nasze nie stracą nadziei 
gdy wczoraj jest jutrem bo dzisiaj odeszło

świat nie istnieje granicą my dwoje


gdy tylko oddech może nas dzielić
utońmy razem w otchłani pościeli

czwartek, 26 września 2013

tatuaż pragnień


związani ze sobą jak na statku liny
przez sztormy pożądań co dnia kroczymy
zależni od siebie jak język od śliny
smak drżących spojrzeń nocą sączymy

włosów płomienie palą mi dłonie
pozwól a cały w twym ogniu utonę
w teatrze masek chcę występować
po cichu usta za nimi sznurować

mała chodź ze mną odlećmy wysoko
niech nas uniosą skrzydła pod stopą
winyle głosów mam w głowie miraże
wyryj się we mnie bądź tatuażem

pokaże Ci świata pięć widnokręgów
złap mnie za dusze i pozbądź się lęków
foremnie się tulmy jak dwa puzzle małe
z tobą mam ciągle siłę iść dalej

wtorek, 7 maja 2013

pijane dusze


utonąłem w miastach zamieszkałych przez samotność
w objęciach głuchych ulic i wśród pustych spojrzeń
tam dusze taxówkami podróżują ciągle pod prąd
a serca pełne deszczu wypełniają pustą przestrzeń

w uśmiechach z papierosów szybowałem ponad dachy
drapałem w gardła chmury nasiąknięte alkoholem
spadałem owładnięty szaleńczym głupca tańcem
by z płytą chodnikową po chwili bratem stać się

parzą dziś sumienia wypalone bezpamięcią
pieką też kolana wytarte do krwi nędzą
rodzimy w snach zaklęcia by mózgi oswobodzić
ulicą luster z ognia nie wolno nam przechodzić

poniedziałek, 3 grudnia 2012

dynamitowe płuca


nie ma już czasu by marnować ciszę
 nie kocham cię już wykrzycz najciszej
bo noc też zniknęła  pragnąc szczerości
pocałuj me oczy niech się zawstydzę
marsz naszych palców ugniata dwie kości
sklejone wspomnienia krępują mi dłonie
czekając aż srebro na nowo zapłonie

ze strachu utkałem senne godziny
dla serca tysiącem sztyletów dźganym
i ust milionem kłamstw rozerwanych
w głowie wyryłem niecne nicości
spróchniały mi żebra
rozpadły się kości

choć mogłem być wieczny tuż obok stojąc
tak jestem odlegle niebytu wciąż trwożąc

na dłonie zakładam srebrne kajdany
w niewoli kompletnie tobie poddany


środa, 13 czerwca 2012

21:06


bezradną emocją co drży pod powierzchnią
czasem co niknie wraz z powiek zamknięciem
księżycem by drogę rozświetlać swą pełnią
i ciepłem oddechu by ogrzać cię w nocy

ślepą wiarą w nadzieję by budzić się rano
ostatnią zapałką palącą się w głowie
wiatrem pod skrzydłem by nie opaść na dno
i wodą co w łóżku gasi pragnienie

jesteśmy wyblakłym maszynopisem
pożółkłym papierem i czystym zeszytem
składam w twe dłonie dwa pióra przedwieczne
marność mą zapisz snów atramentem

wtorek, 27 marca 2012

szklani ludzie


Widziałem jak płonęły labirynty ludzkich dłoni
Syczały jednogłośnie że toniemy w snach z diamentów
Wcieramy w nasze włosy zapachy dojrzałości
Perfumy z alkoholi tytoniów i starości
Ubieramy się wzajemnie jak dzieci swoje lalki
Gdy wstajemy tuż przed świtem by wyzionąć resztkę rosy
W chaosie setki uczuć niezgrabnie raczkujemy
Kolanami pragnień naszych wycieramy w łóżkach dziury

Słyszałem piękne kłamstwa że trwać będziemy wiecznie
Że nigdy nie opuści nas młodość i powietrze
Że pieśnią w gardłach tłumów czas ciszy pokonamy
Rysuję wciąż na murach dziś slogan wyśmiewany

Jesteśmy małym światem zamkniętym w szklanej kuli
Z plastiku nasze gwiazdy oblane celofanem
Wstrząsów nam potrzeba by mienić się srebrzyście
Z wnętrza szklanych domów widzimy wszystko mgliście
Jesteśmy marną częścią sklepiku z pamiątkami
Na dnie ciemnych półek pod kurzem się chowamy



niedziela, 12 lutego 2012

srebro doskonałej czerni wyzwala serc uśmiechy


szukałem w bezsensie chwil przyjemności
w pustych sypialniach tańczyłem jak głupiec
ile mam nocy już w swojej kolekcji
co deszczem potu spłynęły w rynsztoku

połóżmy się nadzy na ciepłym piasku
otul przed zmrokiem ratunku warkoczem
i daj mi swe oczy chcę widzieć jak ty
nie błądzić już we śnie dotykać miłości

z letargu pobudką jesteś najsłodszą
czas chcę posklejać by dać więcej tobie
i nie mam już pytań bo tyś odpowiedzią
jedyną troską zostaje nasz kosmos