Widziałem jak płonęły labirynty ludzkich dłoni
Syczały jednogłośnie że toniemy w snach z diamentów
Wcieramy w nasze włosy zapachy dojrzałości
Perfumy z alkoholi tytoniów i starości
Ubieramy się wzajemnie jak dzieci swoje lalki
Gdy wstajemy tuż przed świtem by wyzionąć resztkę rosy
W chaosie setki uczuć niezgrabnie raczkujemy
Kolanami pragnień naszych wycieramy w łóżkach dziury
Słyszałem piękne kłamstwa że trwać będziemy wiecznie
Że nigdy nie opuści nas młodość i powietrze
Że pieśnią w gardłach tłumów czas ciszy pokonamy
Rysuję wciąż na murach dziś slogan wyśmiewany
Jesteśmy małym światem zamkniętym w szklanej kuli
Z plastiku nasze gwiazdy oblane celofanem
Wstrząsów nam potrzeba by mienić się srebrzyście
Z wnętrza szklanych domów widzimy wszystko mgliście
Jesteśmy marną częścią sklepiku z pamiątkami
Na dnie ciemnych półek pod kurzem się chowamy