poniedziałek, 25 kwietnia 2011

exhausted pinguin

stałem na kamieniu który miał się nie skruszyć
i oto brodzę po kostki usta pełne wody
zamknąłem krzyk by na powierzchnie nie wypełzł
tak dławię się tobą stłumiony na siłę
jesteś moją śmiertelną chorobą

jest też nadzieja szyderczo wypowiedz
rygluj na amen każdą z dwóch powiek

rozdziera na strzępy pazurem pozorów
kończy przed startem z impetem legionów
jestem choć nie chcę
a trwać w sobie muszę

jestem ulotny tak złudny jak koniec
ulecieć chcę wyżej by zamknąć cię wreszcie
a ty wciąż uśmiercasz unikasz i znikasz

kładziesz na usta powietrze cierpienia
próbuję coś szeptać barwić i zmieniać
na czole mam rysę co rośnie do serca
tak bardzo się jąkam by w końcu wykrzyczeć

ktoś ukradł mnie dawno
złodziej niezłapany
zatkaj mi uszy bo nie chcę już soli
powiedz dlaczego ten strach aż tak boli?

uszyj nas utkaj maszynę masz w rękach
wyłącz ją proszę gdy przyjdzie mi klękać
mam cię w opuszkach dotykiem wciąż czuję
gdy tylko je zbliżę ty igłą ukłujesz

sięgnij po siebie i patrz w końcu szczerze
mam ja to i ty masz gdy wargę przygryzasz
umyję twe stopy i znów będziesz czysta
poczuj to co ja
zbliż swoje usta

chodźmy tak marzę by złapać tlen w płuca
karą jest ten czas co zmienia się w nie czas
dość by przez szybę widzieć cokolwiek
chcę znów oddychać
nie patrzeć spod powiek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz