piątek, 3 czerwca 2011

rozładowany dzięcioł


tracenie otwiera mnie jak puszkę coli
wylewam się w przełyk bo w sobie nic nie mam
garstka płynu i bąbli 
co nikną gdy ust bliżej
wierci mi w głowie dziuple na przestrzał
nikt w nich nie mieszka bom sam tego nie chciał
latarkę chcę z oczu by ścieżki zobaczyć
i znikam w baterii do cna wyczerpany

przez kable przywiązań przedzieram dwa palce
pajęczym trudem utkały się końce
śpiworem wstydu otulam kolana
pozorem sumienia obklejam się z rana

jestem plakatem na ścianie ceglanej
dzisiaj się kończę zasłoni mnie baner
nikt nie chce patrzeć na treści środka
nieważna forma byleby słodka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz